Może do tego gojść jeśli prezydent stolicy zostanie odwołana w referendum. Ten pomysł premiera oburzył opozycję, która mówi o skandalu i zarzuca szefowi rządu, że nie szanuje procedur demokratycznych. Politycy PO liczą z kolei, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zostanie usunięta ze stanowiska.
Premier przedstawił wczoraj członkom zarządu PO scenariusz z Hanną Gronkiewicz-Waltz jako komisarzem w Warszawie. Uczestnik spotkania, szef mazowieckiej PO Andrzej Halicki przypomniał, że odwołanie prezydenta miasta oznacza wygaśnięcie niemal ośmiuset pełnomocnictw Hanny Gronkiewicz-Waltz "we wszystkich sprawach inwestycyjnych, obywatelskich i spornych". W jego opinii, grozi to "destrukcją i paraliżem" miasta. Dodatkowo, odwołanie prezydent miasta to także odwołanie 18 zarządów dzielnic Warszawy. Polityk podkreśla, że dla zachowania ciągłości rozpoczętych inwestycji jest możliwe, by powołać obecną prezydent na komisarza. To scenariusz bardzo prawdopodobny, ponieważ taką wolę wyraził premier - powiedział Halicki. Polityk dodał, że w ten sposób Donald Tusk chciałby uniknąć paraliżu miasta.
Warszawski Majdan
Burmistrz Ursynowa Piotr Guział - inicjator wniosku referendalnego - ostrzega, że plany Donalda Tuska mogą się skończyć "warszawskim Majdanem". To nawiązanie do protestów w Kijowie na przełomie 2004 i 2005 roku, które doprowadziły do pomarańczowej rewolucji na Ukrainie i odsunięcia od władzy Wiktora Janukowycza. W oświadczeniu Piotr Guział odniósł się do informacji z wczorajszego spotkania zarządu krajowego, że w razie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz w referendum, premier nie wyklucza powołania jej na stanowisko komisarza w Warszawie. Burmistrz Ursynowa oświadczył, że byłoby to złamaniem konstytucji, której artykuł 170 stanowi, że "członkowie wspólnoty samorządowej mogą decydować, w drodze referendum, o sprawach dotyczących tej wspólnoty, w tym o odwołaniu pochodzącego z wyborów bezpośrednich organu samorządu terytorialnego". W przypadku decyzji premiera o powołaniu odwołanego prezydenta na komisarza decyzja "członków wspólnoty lokalnej" zostałaby zdeptana i to przez samego premiera Rzeczypospolitej.- napisał Piotr Guział. Jego zdaniem, byłby to "przejaw kpiny i pychy, która kroczy przed upadkiem". Burmistrz Ursynowa wyraził nadzieję, że Donald Tusk nie doprowadzi do tego, by "plac Bankowy stał się, jak niegdyś w Kijowie, gdy zakpiono z obywateli, warszawskim Majdanem z analogicznymi konsekwencjami dla premiera".
Opozycja ostro krytykuje
Arogancja władzy. Tak opozycja mówi o rozważanym przez PO scenariuszu na wypadek odwołania prezydent Warszawy.
Zdaniem rzecznika PiS-u Adama Hofmana, powołanie Gronkiewicz-Waltz na komisarza jest niemożliwe. Jak mówi, nie można odwołanego prezydenta miasta powołać na stanowisko komisarza. Jednocześnie poseł widzi w pomyśle PO szansę na odwołanie prezydent stolicy, bo zapowiedzi uczynienia Hanny Gronkiewicz-Waltz komisarzem tylko zmotywują warszawiaków do udziału w głosowaniu.
Podobne zdanie ma rzecznik SLD Dariusz Joński. Pan premier może zaproponuje dziedziczenie urzędu prezydenta Warszawy - ironizuje polityk Sojuszu.
Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota mówi, że Platforma popełni polityczne seppuku, jeśli komisarzem w stolicy zostanie Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jego zdaniem, PO boi się tego, co znajduje się w szafach stołecznego ratusza. "Trupów", związanych z reprywatyzacją, nieudanymi przetargami, inwestycjami i zakupami - wylicza. Dodaje, że to wszystko "pachnie prokuratorem" i tego boi się Platforma.
Referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz odbędzie się 13 października. Koszty jego przeprowadzenia pokryje miasto.
Referendum będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 spośród tych, którzy w 2010 roku wybierali obecną prezydent. Wówczas w wyborach wzięło udział prawie 650 tysięcy osób. Oznacza to, że referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział co najmniej 390 tysięcy osób.
Prezydent wkłada kij w mrowisko
Remat referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy nie schodzi z pierwszych stron gazet, a Bronisław Komorowski kieruje do Sejmu projekt ustawy, która sprawi, że odwołanie władz samorządowych będzie trudniejsze. Obecnie, aby referendum było ważne do urn musi iść 3/5 liczy wyborców, którzy wzięli udział w ostatnich wyborach samorządowych. Według propozycji Pałacu Prezydenckiego, wymagana będzie co najmniej taka liczba mieszkańców, jaka w wyborach uczestniczyła.
Minister w Kancelarii Prezydenta Olgierd Dziekoński podkreśla, że trzeba odwrócić tendencję, z jaką mamy do czynienia. W tej kadencji samorządowej, w Polsce zorganizowano do tej pory 21 referendów w sprawach tematycznych i aż 85 - głosowań personalnych. Nowa ustawa zakłada także, że referendum dotyczące spraw merytorycznych powinno być ważne bez względu na frekwencję. Chyba, że będzie pociągało za sobą poważne skutki finansowe, wtedy będzie możliwość połączenia referendum z wnioskiem o samoopodatkowanie się mieszkańców.
Autor ostatniej reformy samorządowej, a obecnie doradca prezydenta profesor Jerzy Regulski uważa, że referenda o odwołanie władz samorządowych to tak naprawdę porażka samorządności lokalnych. "To przyznanie się do błędu przez społeczności lokalne", mówił profesor.
Prezydent jutro w południe podpisze dokument o skierowaniu do Sejmu projektu ustawy. Minister Olgierd Dziekoński zwrócił uwagę, że ustawa w sposób kompleksowy, wprowadza modernizację funkcjonowania samorządu terytorialnego w Polsce, zwiększając przy tym rolę mieszkańców. Daje im na przykład prawo do obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, a także możliwość działania w ramach komitetów lokalnych.
Minister wyraził nadzieję, że nowa ustawa zacznie obowiązywać po wyborach samorządowych w przyszłym roku.
IAR/KG