Gazprom ostrzegł 25 stycznia przed ryzykiem zagrażającym w jego przekonaniu dostawom rosyjskiego gazu tranzytem przez Polskę, ponieważ „Warszawa dopiero musi zgodzić się na nowe warunki tranzytu gazu”. Czy Rosjanie prowokują Polaków, do ujawnienia faktów na temat prawdziwych zagrożeń dla dostaw przez ich terytorium? – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Manipulacja faktami
– Słyszeliśmy, że Polska nie zamierza przedłużyć kontraktu na tranzyt gazu. To zagraża dostawom do państw europejskich z Niemcami włącznie – zakomunikował wiceszef Gazpromu Aleksander Miedwiediew. – My nie mamy takich planów, a nawet nie myślimy o zmniejszeniu lub przerwaniu tranzytu przez terytorium Polski – powiedział Miedwiediew. Niekoniecznie jest to prawda, jeżeli spojrzeć na zapowiedzi rozwoju dostaw przez szlak niemiecki: istniejący Nord Stream 1 i planowany Nord Stream 2. W przekonaniu PGNiG konsekwencją jego rozwoju ma być uszczuplanie dostaw przez stare szlaki, m.in. przez Polskę.
– Polska importująca z Rosji największy wolumen wykorzystywanego gazu, zakomunikowała, że nie planuje przedłużenia długoterminowego kontraktu na dostawy – przypomina Reuters. Ta umowa obowiązuje do 2022 roku. Natomiast wiceprezes Gazpromu mówi o kontrakcie tranzytowym, który kończy się w 2020 roku.
Nie wiadomo, czy celowo zmienia sens wypowiedzi polskiego pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego, który przyznał, że Polska nie chce przedłużać umowy na dostawy gazu od Gazpromu w obecnym kształcie, nie wykluczywszy jednak nowej formuły dostaw rosyjskich, na przykład w ramach bardziej elastycznego kontraktu na mniejszy wolumen.
Tymczasem Aleksander Miedwiediew informował 23 czerwca zeszłego roku, że Gazprom zaoferował Polsce przedłużenie kontraktu tranzytowego na 20-25 lat, ale nie otrzymał odpowiedzi Polaków.
Śledztwo antymonopolowe trwa
Wypowiedź Miedwiediewa o ryzyku dla tranzytu prowokuje Polaków do ujawnienia faktów na temat tranzytu rosyjskiego gazu przez Polskę. Dokumenty potwierdzające, że to Rosjanie ostrzegali Polaków o możliwości przerwania dostaw przez jej terytorium leżą w Komisji Europejskiej. Są dowodem w śledztwie antymonopolowym przeciwko Gazpromowi. W jego toku Komisja podejrzewa, że rosyjski koncern nadużywał swej pozycji na rynku Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce, poprzez niesprawiedliwe ceny, dzielenie rynków i nieuprawniony wpływ na infrastrukturę.
Ten trzeci zarzut może odnosić się do Gazociągu Jamalskiego (Jamał-Europa) biegnącego przez Polskę, który formalnie jest podporządkowany trzeciemu pakietowi energetycznemu, a jego operatorem jest Gaz-System podlegający Naimskiemu, ale faktycznie Rosjanie nie oddali całkowitej kontroli i roztaczają ją za pośrednictwem EuroPol Gazu, w którym mają, podobnie jak PGNiG, połowę udziałów.
Polska wie, ale nie powie
Jeśli wypowiedź wiceprezesa Gazpromu sprowokowałaby Polaków do ujawnienia faktów, zebranych w zgodzie z rozporządzeniem Rady Europejskiej nr 1/2003 z dnia 16 grudnia 2002 roku w sprawie wprowadzenia w życie reguł konkurencji ustanowionych w art. 81 i 82 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską, Warszawa mogłaby stracić na wiarygodności w oczach Komisji Europejskiej.
Rozporządzenie nr 1049/2001 Parlamentu Europejskiego i Rady reguluje dostęp do dokumentów śledztwa antymonopolowego i zakazuje dostępu do dokumentów, które odnoszą się do spraw, w przypadku, których decyzja nie została podjęta. Tak jest w przypadku śledztwa, które toczy się od 2012 roku.
Być może ujawnienie faktów na temat zagrożeń dla tranzytu gazu przez Polskę ze strony Gazpromu osłabiłoby w toku śledztwa antymonopolowego argumenty klientów rosyjskiego giganta dotkniętych patologiami tej spółki. Rosyjskie firmy państwowe prowadzą profesjonalna politykę informacyjną, a jeśli chodzi o tak doniosłe wypowiedzi, jak wystąpienie wiceprezesa Gazpromu, nie ma mowy o przypadku. Czy Gazprom prowokuje Polskę?
Źródło: Wojciech Jakóbik/biznesalert.pl/ho